Podróżujemy po Azji z dziećmi

Po przeczytaniu wpisu o najbardziej zatłoczonych miejscach w Tokio, pewnie macie wrażenie, że to zupełnie nieodpowiednie miasto dla dzieci. Na szczęście jest zupełnie na odwrót. Miejsca pełne ludzi dziewczyny pokonywały w nosidłach, więc nie odczuły aż tak bardzo ścisku. Za to mogły wybiegać się na placach zabaw i w parkach, których w stolicy Japonii jest dużo.

Park Ueno. Pierwszego dnia w Tokio, żeby odpocząć po locie z Korei, postanowiliśmy wybrać się do jakiegoś spokojnego miejsca. Wybór padł na najpopularniejszy park w Tokio - park Ueno. Znajduje się tutaj ogród zoologiczny oraz kilka muzeów, które my swoim zwyczajem omijamy. Oglądamy za to świątynię shintoistyczną Ueno Tōshō-gū oraz buddyjską pagodę Kan'ei-ji, a potem nie możemy odmówić dziewczynkom wizyty na placu zabaw. Na koniec pobytu w parku obserwujemy karpie w zarośniętym lotosem stawie Shinobazu.

Park Yoyogi. W sąsiedztwie świątyni Meiji, o której pisałam w poprzednim wpisie, znajduje się piękny, wielki park Yoyogi. Odwiedzamy go w weekend, więc możemy przy okazji zobaczyć, jak mieszkańcy Tokio spędzają dni wolne od pracy - piknikują (ale często zamiast koca mają ceratę), grają we frisbee, spacerują z dziećmi albo z poubieranymi mini-pieskami w wózkach, torbach, a nawet nosidłach. W parku trafiamy też na festiwal wege, z którego jednak szybko uciekamy za sprawą bardzo głośnego koncertu bębniarzy. Lucynce zdecydowanie bardziej podoba się na dmuchańcu, a potem razem z Dorotką łapią bańki mydlane i rezygnują dopiero, kiedy są całe pokryte mydlaną pianą. Dla mnie jesienny park Yoyogi to najpiękniejsze miejsce w Tokio. Wychodząc z niego już po zmroku, planujemy, że jeszcze kiedyś tutaj wrócimy.

Park przy Pałacu Cesarskim. Fontanny to jest to, co Lucynka i Dorotka bardzo lubią! Dlatego podobały im się okolice Pałacu Cesarskiego. Nam podobało się trochę mniej, bo Dorotka na widok wody od razu chce do niej wskakiwać, a nie możemy jej na to pozwolić (strażnik patrzy!). Odciągamy uwagę dziewczynek kamyczkami, które nieco dalej leżą wysypane w ogromnych ilościach i których nikt nie pilnuje. My w tym czasie siedzimy na krawężniku, patrzymy na zielone, równo przycięte drzewa, wieżowce w oddali i myślimy, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie... Mogłaby, gdyby nie szkielety dinozaurów, które czekają na nas nieopodal w Muzeum Historii Naturalnej (zwanym Intermediateką) w centrum handlowym Kitte. Niestety, na miejscu okazuje się, że autora naszego przewodnika poniosła wyobraźnia i szkieletów dinozaurów tu nie ma. Jest za to szkielet krokodyla. A to prawie to samo, prawda? ;)

W centrum handlowym Kitte wjeżdżamy jeszcze na taras widokowy, z którego patrzymy na stację Tokyo. Wygląda na to, że trafiliśmy do ulubionego miejsca miłośników kolei. Lucynka, razem z innymi dziećmi, woła na widok superszybkiego i bardzo długiego pociągu: "Shinkansen! Shinkansen!" i już się cieszy na naszą podróż do Kyoto.

Ale zanim wyjedziemy z Tokio, czeka nas jeszcze kilka atrakcji. Całkiem nieświadomi tego, że akurat jest Światowy Dzień Origami, wybieramy się do Muzeum Origami (Origami Kaikan). Okazuje się, że wystawa jest bardzo skromna i obejrzenie jej całej zajmuje nam chwilkę. Zaglądamy jeszcze do pracowni, w której produkuje się ręcznie malowany papier do origami. Razem z Lucynką mamy nadzieję, że będziemy mogły wziąć udział w jakichś zajęciach, ale akurat tego dnia się one nie odbywają. Spędzamy więc dużo czasu w pełnym zestawów origami sklepie. Zestawy składają się z instrukcji składania i z kolorowych papierów. Wybór Lucynki pada na stado królików. Kupujemy i bierzemy się do roboty. Z trudem produkujemy jednego nie do końca udanego zwierzaka. Musimy to jeszcze przećwiczyć!

A tymczasem udajemy się na pobliski plac zabaw, gdzie czeka na nas niespodzianka. W samym środku Tokio, wśród wieżowców, pani wyprowadza na spacer na smyczy kucyka!

Lucynkę i Dorotkę zainteresowały też historie dwóch psów, które mają swoje pomniki w Tokio. Pierwszy to Hachiko - symbol psiej wierności. Jego pomnik znajduje się przy wyjściu ze stacji Shibuya. Drugi pomnik znajduje się w dzielnicy Ginza i upamiętnia pierwszego psiego terapeutę w Japonii - suczkę Chorori oraz jej pięć szczeniaków. Niestety nie znaleźliśmy żadnego kociego pomnika, a wyjście do kociej kawiarni również tym razem nie doszło do skutku - do jednej nie mogliśmy wejść z Dorotką (obowiązywał tam wstęp od 3 lat), a w drugiej było za drogo i niezbyt przyjemnie, więc się nie zdecydowaliśmy.

Poszliśmy za to jeszcze pooglądać roboty w dzielnicy elektroniki, anime i mangi - Akihabary. Lucynce podobał się robot budujący wieżę z klocków. Ja wolałabym, żeby robił coś bardziej pożytecznego ;) Sama dzielnica zadziałała na nas dosyć przytłaczająco i poczuliśmy, że to już czas odpocząć od Tokio.

Dodaj komentarz