Podróżujemy po Azji z dziećmi

W Polsce Japonię chyba każdy kojarzy z sushi, jednak japońska kuchnia ma do zaoferowania dużo więcej. Na nasze szczęście okazało się, że nie ma tu wielkiego problemu ze znalezieniem wegetariańskich dań. Tzn. problem bywa, ale na szczęście niewielki :)

Okonomiyaki. Nazwa tego dania podobno oznacza "smaż, co chcesz". Dowiedziałam się o nim dawno temu, czytając książkę "Bezsenność w Tokio" Marcina Bruczkowskiego. Od tamtej pory weszła do mojego repertuaru kulinarnego, ale oczywiście w zmodyfikowanej wersji. Prawdziwe okonomiyaki jedliśmy w Londynie (Abeno) i w Katowicach (Okonomiyaki YO, niestety już nieczynne), ale zjedzenie oryginału to był plan na pobyt w jego ojczyźnie. Danie to ma dwie wersje - kansai (wywodzące się z Osaki) i hiroshimayaki. Pierwsze to placek usmażony z dodatkami wmieszanymi w ciasto, a drugie to danie warstwowe. Po pobycie w Japonii jestem skłonna stwierdzić, że hiroshimayaki z nudlami to najlepsze danie świata :)

W Hiroszimie jedne z najlepszych okonomiyaki serwuje podobno Nagata-ya (Otemachi, 1 Chome−7−19), niedaleko Parku Pokoju. Nam nie chciało się czekać w kolejce, więc weszliśmy do lokalu obok i było naprawdę pysznie. Polecam!

Z okonomiyaki o miano najlepszego dania na świecie mogłaby według mnie powalczyć też tempura. Panierowane warzywa smażone na głębokim oleju są dosyć drogie, więc w ramach oszczędności polecam wybrać się na tendon (tempura + ryż), np. do sieciówki Tendon Tenya.

Inną sieciówką, którą możemy polecić, jest Coco Ichibanya. Serwują tam dobre, typowo japońskie curry z ryżem. To danie smakuje prawie tak samo w każdej restauracji, ale w Coco ceny są bardzo przystępne, a porcje naprawdę porządne. Trzeba jednak pamiętać, że tylko w niektórych lokalach sieci jest dostępne wegetariańskie menu, a standardowe curry warzywne (dostępne we wszystkich lokalach) nie jest wegetariańskie.

A wracając do sushi - zdziwiło nas to, że restauracji sushi wcale nie ma tu zbyt wiele. My dotarliśmy do jednej z nich dopiero na Okinawie, a wcześniej jedliśmy tylko sushi na wynos. I generalnie czujemy lekki niedosyt tego dania, szczególnie Adam, który jest jego miłośnikiem. Okazało się, że częściej, niż sushi, jadaliśmy w Japonii pizzę :)

Z naszych doświadczeń wynika, że dużo łatwiej od sushi znaleźć w Japonii ramen - rameniarnie są nawet na peronach na stacjach kolejowych. Ramen to zupa z makaronem i warzywami (oraz w większości wersji z mięsem). Nam najbardziej smakował ramen z mlekiem sojowym (beaning ramen) w Kyoto Ramen Engine. Pierwszą porcję zamówiliśmy, bo byliśmy głodni, a drugą, bo był tak pyszny :)

Japońską ciekawostką są automaty do zamawiania ramenu. Są bardzo proste w obsłudze, jeśli tylko wiesz, co chcesz zamówić. Wrzucasz pieniądze, wybierasz danie, bierzesz wydrukowany przez automat numerek i dajesz ten wydruk kelnerowi. My w większości przypadków i tak musieliśmy dopytywać przed zamówieniem, co jest wegetariańskie.

Jest jeszcze jedno danie, które w Japonii smakowało nam wszystkim - zupa miso. Jej podstawowym składnikiem jest pasta miso rozmieszana w wywarze (dashi). Do tego dodaje się np. sezonowe warzywa, wodorosty, tofu. Japończycy jedzą zupę miso codziennie, nawet na śniadanie. Nam też się zdarzyło :)

Niestety w Japonii zawiedliśmy się w kwestii street foodu. Na większości straganów ulicznych nie ma nic wegetariańskiego. Tylko w Miyajimie znaleźliśmy kluski na parze z tofu.

Jako przekąskę najczęściej wybieraliśmy kupowane w spożywczaku onigiri - ryż uformowany w trójkąt, owinięty nori i nadziewany np. wodorostami, jajkiem albo liściem musztardowca.

Został nam jeszcze deser. Pisałam już wcześniej o mochi i manjū. Mochi to bardzo popularne ciastka ryżowe z nadzieniem. Trafić można różnie - czasami są pyszne, a czasami niedobre. Najlepsze jedliśmy w Kioto - nadziewane kasztanem i truskawką. Manjū są podobne do mochi, ale składają się z ryżu i gryki, a w środku zwykle jest pasta ze słodkiej czerwonej fasolki. Dla nas manjū okazały się zbyt słodkie.

Raz skusiliśmy się też na anmitsu, czyli deser składający się z małych kostek galaretki (z agaru, więc wegetarianie mogą jeść bez stresu), kandyzowanych owoców, pasty z czerwonej fasolki. Podawany jest ze słodkim syropem. W naszej wersji były też lody. Niestety, według nas nie był to zbyt dobry wybór.

Poza tym w Japonii popularne są wszelkie słodycze i desery z zielonej herbaty, a także KitKaty w chyba tysiącu smaków. Nasze ulubione to połączenie zielona herbata + truskawka :)

W Japonii nie ma zbyt dużego wyboru owoców, choć i tak jest większy, niż w Korei.

Zielona herbata królowała jako samodzielny napój lub jako matcha latte, czyli z mlekiem i syropem. A na pamiątkę z Japonii kupiliśmy sobie genmaichę - herbatę zieloną z prażonym ryżem.  

Już pod koniec naszego pobytu w Japonii, dostaliśmy w hostelu bardzo pomocną rzecz, dzięki której łatwiej się dogadać przy zamawianiu jedzenia. Szkoda, że nie mieliśmy jej wcześniej, bo zdarzały nam się czasem problemy z komunikacją.

Dodaj komentarz