Podróżujemy po Azji z dziećmi

Około 200 km od Kuala Lumpur znajdują się Cameron Highlands, słynące głównie z plantacji herbaty, ale też z pięknej przyrody, chłodnej pogody oraz truskawek. Ponieważ lubimy wszystkie te rzeczy, od razu wiedzieliśmy, że będzie to miejsce idealne dla nas. Dwieście kilometrów to niby nie jest dużo, ale niestety autobus, którym jechaliśmy, utknął na długo w korku, a potem jechał krętymi drogami, więc tej podróży nie będziemy zbyt miło wspominać. Kiedy zbliżaliśmy się do celu naszej podróży, czyli głównego miasta w Cameron Highlands - Tanah Rata, mogliśmy podziwiać piękne widoki (plantacje herbaty porastające wzgórza) i niepiękne też (foliowe szklarnie, w których rosną warzywa, owoce i kwiaty).

Miasteczko Tanah Rata nie ma wiele do zaoferowania oprócz parku z dużym placem zabaw, mnóstwem baniek mydlanych latających wszędzie i wypożyczalnią pojazdów dla dzieci. W wypożyczalni płaci się 5 ringgitów (ok. 5 zł) i dziecko może przez pół godziny jeździć na rowerkach, autkach itp. Pojazdy można zmieniać dowolną liczbę razy, więc naszym dziewczynom było ciężko się zdecydować, co wybrać. Ostatecznie w parku byliśmy każdego z trzech dni, które spędziliśmy w miasteczku, bo tak nam się tam podobało.

Wybraliśmy się też oczywiście na plantacje herbaty. Plantacja herbaty BOH jest najstarszą w Malezji, założoną w 1929 roku przez brytyjskiego biznesmena J. A. Russela. Obecnie równiutkie rzędy krzewów herbacianych rozciągają się na tutejszych wzgórzach na powierzchni ponad 3000 hektarów (to podobno największa plantacja herbaty w Azji Południowo-Wschodniej) i tworzą bardzo malowniczy widok. Na terenie plantacji oprócz krzewów znajduje się fabryka, w której można zobaczyć cały proces produkcyjny i nawdychać się bardzo intensywnego zapachu herbaty. Nie mogliśmy sobie też odmówić wizyty w herbaciarni (szczególnie, że akurat padał deszcz) oraz w sklepie firmowym.

Na drugiej plantacji – herbaty Bharat – wybraliśmy się tylko na spacer wśród krzewów, bo herbaciarnia była pełna. Nic dziwnego – picie herbaty z tak pięknym widokiem to sama przyjemność!

Po herbacie przyszedł czas na inne przysmaki, czyli truskawki. Okazało się, że tutaj atrakcją turystyczną jest zrywanie tych owoców prosto z krzaczka. Mieliśmy dużą frajdę, szukając dojrzałych owoców, ale musimy przyznać, że te zerwane przez nas truskawki były mniej smaczne (i droższe) od sprzedawanych na straganie w Tanah Rata. Sensacją okazały się natomiast pszczoły i ule, a szczególnie jeden ze szklaną ścianą, przez którą można było podglądać te pracowite owady.

Cameron Highlands to nie tylko plantacje, ale też dżungla, dlatego znowu wylądowaliśmy na szlaku. Co ciekawe, wędrówki po niektórych szlakach są oficjalnie odradzane ze względu na dużą ilość śmieci, a inne z powodu rabunków, jakie miały na nich miejsce. Wybraliśmy więc niezaśmiecony i bezpieczny szlak (a raczej trzy) – Jungle Walk 5, 2 i 3. Dżungla w Cameron Highlands zaskoczyła nas tym, że szlaki są bardziej zarośnięte i trudniejsze od tych na Borneo. Znak wskazujący wejście na ostatni odcinek naszej trasy (Jungle Walk 3) ostrzegał, że wysportowana osoba będzie nim szła półtora godziny, a niewysportowana – 3 godziny. I rzeczywiście – szlak był trudny, bardzo stromy i wymagający od nas sporo gimnastyki. To jeden z takich szlaków, które  przechodzi się tylko raz w życiu, bo kiedy już wiesz, jak on wygląda, to nie masz ochoty wybrać się ponownie ;) Dotarcie do celu zajęło nam jednak tyle, co wysportowanym osobom, więc nie było tak źle. Szlakiem doszliśmy do centrum miasteczka Brinchang, gdzie nie ma zupełnie nic ciekawego :)

Po kilku dniach w Tanah Rata wyruszyliśmy w kierunku George Town, ale podróż postanowiliśmy podzielić na dwa odcinki z przerwą w Ipoh.

Ipoh to ojczyzna białej kawy, której ziarna prażone są w margarynie. Chcieliśmy spróbować jej u źródeł, czyli w kawiarni Sin Yoon Loong. Okazało się to jednak niemożliwe, bo w całym mieście w przeddzień Chińskiego Nowego Roku otwartych było może kilka lokali i akurat nie te, do których chcieliśmy się wybrać. Ostatecznie białej kawy spróbowaliśmy w sieciówce Old Town White Coffee i jakoś nie byliśmy zachwyceni jej smakiem.

W Ipoh znaleźliśmy też sporo murali, duży plac zabaw i ciekawe kolonialne budynki.

Dodaj komentarz